Shoppingowa lista skarg


Podczas ostatnich wyprzedażowych zakupów doszłam do kilku wniosków:

 

·         Na Cyprze nie jestem w stanie dostać krótkich spodenek, które by mi pasowały, byłyby odrobinę dłuższe niż „ledwie zakrywające tyłek” i nadawały by sie do noszenia na codzień, nie tylko na plażę

·         Kilka lat temu marzyłam o wykupieniu całego asortymentu w Zarze, w której obecnie nie ma nawet jednego ciucha, który by mi pasował (pod jakimkolwiek względem)

·         Tak bardzo brakuje mi tutaj sklepów  typu Orsey czy Mohito, w których aż roi się od ciekawych, ładnie skrojonych sukienek, idealnych do pracy

·         Narzekajcie na szmatławą jakosć w H&M, ale ja mam nadzieję doczekać dnia, w którym ta szwedzka sieciówka otworzy swój pierwszy sklepna wyspie (szampan na tą okazję chłodzi się juz od dawna:))

·         Dużo bardziej cieszą mnie zakupy butów i torebek, niż odzieży, poza tym zawsze udaje mi się upolować superhipermega okazję własnie na buty (ostatnio: zimowe buty Aldo przecenione ze 130 E na 40!)

·         Moim ulubionym kolorem jest niebieski ;)

 


Podsumowanie tych błachych przemysleń jest mało optymistyczne -  im jestem starsza, tym ciężej mnie zadowolić, a poszukiwanie nowych elementów garderowby coraz częsciej stanowi mission impossible...
 
 
 
 
 
 
Czytaj dalej »

Arganowy krem na noc

Pielęgnując moja twarz na codzień używam sprawdzonych ulubieńców, takich jak pianka do mycia Vichy, czy matująco-nawilżający krem na dzień z Ziaji. Mam jednak słabosć do testowania  produktów pielęgnacyjnych na noc. Od około miesiąca stosuję nowy krem angielskiej fimy dr. organic.


 
 
Organic Maroccan Argan Oil Night Cream - czyli organiczny krem na noc zawierający marokański olejek arganowy. Do sięgnięcia po ten produkt przekonał mnie głownie naturalny skład oraz sugerowane własciwosci przeciwstarzeniowe, dla mojej prawie trzydziestoletniej cery jak najbardziej wskazane. Skłamię twierdząc, że ciekawa szata graficzna opakowania również nie miała wpływu na zakup;)
 
 
 
 
Producent kremu obiecuje:
  • bogatą, lecz szybko wchłaniającą się konsystencję
  • doglębne nawilżenie skóry
  • uczucie miękkosci
  • ochronę przed uszkodzeniem komórek skóry
  • dogłębne odżywienie
  • zwiększenie produkcji witaminy C
Od siebie dodam, że mazidło ma dosyć intensywny zapach, charakterystyczny dla orzechów arganowca. Mnie on nie przeszkadza, ale uprzedzam że osoby o wrażliwych nosach mogago nie polubic.
Więcej na temat własciwosci kosmetyku jak i samego olejku arganowego możecie poczytac na ponizszym zdjęciu:
 
 
Po kilku tygodniach używania jestem bardzo zadowolona z tego produktu. Moja cera jest zdecydowanie bardziej nawilżona, gładsza i dużo bardziej miękka. Moją najwiekszą zmora są przebarwienia i nierówny koloryt na buzi, ale z tym muszę powalczyc innego rodzaju kosmetykami... Jestem również zadowolona ze stosunku jakosci kosmetyku do jego ceny.
 
Dla zainteresowanych skład:  
 

 
 
Dr. organic ma w swojej ofercie całą gamę produktów z olejem arganowym, nie tylko do twarzy ale tez do ciała - więcej info TUTAJ.
 
 
 
Czy kosmetyki tej marki sa Wam znane?
Służą Wam produkty z olejkiem arganowym? 
 
Czytaj dalej »

Dress code

Pracuję w firmie inwestycyjnej i nasz dress code na codzień to smart – casual. But this is Cyprus (to takie słynne powiedzenie, za każdym razem jak zwraca się uwagę na różnice pomiędzy cywilizowanym swiatem a naszą wyspą), i nawet w naszej poważnej instytucji finansowej, wszyscy noszą się bardziej casual niż smart.
Ponieważ w dniu dzisiejszym przychodzi do nas telewizja i będą kręcić reportaż, z odpowiednim wyprzedzeniem dano nam wytyczne dotyczące bardziej biznesowego wyglądu. Panowie ogoleni, pod krawatem, w jasnych koszulach, a panie w w gładkich sukienkach lub koszulach i spódniczkach, z delikatnym makijażem oraz nie rzucającym się w oczy manikurem. Jasne? Nie dla wszystkich...
 
Miałam okazję rozglądnąć się po biurze i z tego co widzę, to wszyscy faceci wyglądają bez zarzutu. Natomiast niektóre kobiety mają chyba problem ze zrozumieniem pojęć gładki oraz elegancki – zielona koszula w palmy, koronkowy top w kwiatki oraz (mój faworyt) kobaltowy podkoszulek z wielkim napisem Zara na piersiach :) Już widzę, jak osobie odpowiedzialnej za przygotowanie wizerunku firmy do wizyty dziennikarzy , bucha para z uszu.

http://es.123rf.com/photo_18241791_empresaria-en-vapor-ira-gritando-saliendo-de-los-oidos.html
 
 
Ciekawi mnie jaki u Was w pracy panuje dress code i czy wszyscy pracownicy zawsze się do niego stosują?
 
 
 
 
 
Czytaj dalej »

W poszukiwaniu kartki pocztowej

Chcielibyscie wysłać widokówkę z Cypru do rodziny lub znajomych? Uwaga, może to stanowić problem....
 
Limassol, to nie jest typowy kurort, a wielkie miasto, ale mimo wszystko wielu turystów obiera je za cel wakacyjnego wypoczynku. Dodatkowo ja mieszkam w okolicy wielkich hoteli, w pobliżu których znajduje się sporo sklepów z tzw. pamiątkami. Udałam się więc do najbliższego sklepiku, wypełnionego magnesami, ceramiką, ręcznikami, torbami i kosmetykami z Cypru, w celu zakupienia kartki pocztowej. Wsród całego tego badziewia nie znalazłam ani pół kartki pocztowej. No nic, spróbowałam w kolejny, który jeszcze kilka sezonów temu na bank miał wielki stojak z widokówkami... krążę pomiędzy wszelkim dobrem z wizerunkiem wyspy Afrodyty made in China i nic, znów nie ma kartek. Na serio potrzebuję pocztówkę, więc pytam o nią panią sprzedawczynię, na co ona prowadzi mnie na koniec sklepu, nurkuje pod stolikiem i z wielkiego kartonu wyciąga plik kartek. Pytam, dlaczego widokówki (nomen omen) nie są na widoku, na co ona stwierdza, że jestem pierwszą osobą w tym sezonie, która chciała je zakupić.  Do wyboru miałam z pięć rodzajów pochodzących wprost z późnych lat 90-tych, dodatkowo dosyć wypłowiała kolorystyka, no ale lepsze to niż nic! Skały Afrodyty widać, uznajmy więc, że to pocztówka vintage:)
 
 
Oczywiscie w sklepiku nie prowadzą sprzedaży znaczków. Te można kupić na poczcie, za cenę 45 eurocentów.

 


Pamiętacie jeszcze akcje wysyłania kartek do Rafała? Jeżeli nie, to odsyłam TUTAJ

 
Czytaj dalej »

W czym najwygodniej wybrać się na zwiedzanie?!

Wakacje w pełni, być może zamiast odpoczynku w górach lub nad morzem, wybieracie się pozwiedzać słynne metropolie. Co prawda, upalne lato to nie jest idealna pora na błąkanie się po ulicach miast, ale jeżeli postanowicie przy okazji wakacyjnego wyjazdu zahaczyć o Barcelonę, Rzym, czy jeszcze gorętsze Stambuł, Kair czy też Marakesz, to mam dla Was kilka rad odnosnie ubioru. Nie dosć, że mieszkam w upalnym klimacie, to pracując jako przewodnik doswiadczyłam wszelkich niedogodnosci związanych ze źle wybranym outfitem na zwiedzanie wielkiego miasta, kiedy żar leje się  nieba.
1.       BUTY -  wygodne, lekkie i przede wszystkim zakryte! Żadne klapki czy sandały, i mimo że chcecie ładnie wyglądać na zdjęciach, to zapomnijcie też o 10 centymetrowych koturnach, nawet jeżeli na codzień wydają Wam się mega wygodne.  Zdarzyło mi się kilkakrotnie poparzyć sobie stopy podczas spacerów po topiącym się asfalcie, nie raz ktos nastąpił mi na palce... Najlepszy wybór to skórzane adidasy albo bawełniane tenisówki i oczywiscie cienkie skarpetki. W takim zestawie nie straszne Wam gorąco roztopionych ulic, kontuzje spowodowane przez mogący podeptać wasze stopy tłum, ani odciski czy odparzenia.
2.       UBRANIE – jeżeli wybieracie się do krajów muzułmańskich to zdecydowanie odradzam bujać się po miescie w szortach i topach na ramiączkach. Nie dosć, że będziecie czuć na sobie non stop setki par oczu, to moga Was spotkać bardzo nieprzyjemne sytuacje, jak próby zapoznania się z Wami organoleptycznie włącznie. Poza tym w gorące dni, zwiewne, ale dłuższe koszulki, sukienki, spodnie, dają dużo większe poczucie komfortu, niż nawet najktótsze obcisłe bluzeczki. Jeżeli chcecie czuć się swobodnie i przewiewnie oraz nie zwracać niepotrzebnie uwagi tubylców, to polecam zakładać bawełniany podkoszulek z krótkim rekawękawem + spódnicę,  o długosci co najmniej do kolan. Bonusowo podzielę się z Wami tajemnicą, że w upały najlepiej sprawdzają się biustonosze bezszwowe;)
3.       NAKRYCIE GŁOWY – w zimie mama zawsze powtarza, żeby nosić czapkę, a w lecie to ja Wam będę o tym przypominać:) Nawet nieduże odległosci pokonywane w południe w gorącym klimacie mogą być wywołać u Was zawroty głowy, o udar słoneczny jest niezwykle łatwo. Jest tyle fajnych fasonów kapeluszy, czapek, szali, turbanów (lol), na pewno każdy znajdzie cos dla siebie.  Polecam również nie nosić rozpuszczonych włosów , nie ma bardziej nieprzyjemnego uczucia niż pocacy się kark i szyja...
4.       MAKIJAŻ -  najlepiej poprzestać na wodoodpornym tuszu i nawilżającym błyszczyku oraz postawić na wielkie okulary przeciwsłoneczne, które i tak  zakryją połowę twarzy;)
5.       NIEZBĘDNIK  - w niewielkiej torbie bądź plecaku miejcie zawsze przy sobie: wodę, krem z wysokim filtrem, Panadol, żel do dezynfekcji rąk, mokre chusteczki, plastry, wodę termalną, lokalne drobne na toaletę.


Mam nadzieję, że skorzystacie z  powyższych rad i żaden mankament ubioru nie popsuje Wam odkrywania nowych miejsc.
A może dodacie cos z własnego doswiadczenia podróżniczego?


Czytaj dalej »

Peppermint

Kupiłam ostatnio kilka nowych lakierów do paznokci i koniecznie musiałam pokazać Wam mojego nowego faworyta.
 
 
 
Bardzo lubię lakiery Rimmel z serii Salon Pro – maja idealną konsystencję, niezwykle łatwo maluje się nimi paznokcie, a poza tym u mnie wyglądają ładnie i nie odpryskują przez 5-6 dni! Pokazywałam już jakis czas temu uroczy, jasnoróżowy New Romantic TUTAJ.
 
 
 
Natomiast ostatnio oszalałam na punkcie typowo wakacyjnego Peppermint. Wiem, że wszystko co miętowe jest już bardzo passe, ale ja dopiero teraz zakochałam się w tym pastelowym odcieniu. Kolor o numerku 500 to w gruncie rzeczy bardzo jasny odcień niebieskiego, z małą kapką zieleni. Pięknie prezentuje się do opalonych dłoni. Wydaje mi się, że ten lakier Rimmel to tańszy odpowiednik słynnego Essie Mint Candy Apple.
 

Cena na Cyprze to 4,95e, w Polsce na pewno jest tańszy.
 
Jakie są Wasze ulubione lakiery tego lata?


 
Czytaj dalej »

TOP 3 w czerwcu


Jak Wam minął czerwiec? U mnie zaczęło być na prawdę upalnie, więc jeżeli tylko mogę, to spędzam czas tak jak lubię najbardziej, czyli na plaży:)
Poniżej kilka rzeczy, które towarzyszyły mi w czerwcu:
 
KSIĄŻKA: Honor – Elif Shafak – autorka jest z pochodzenia Turczynką, dorastającą w Europie i pracującą w USA, uwielbianą zwłaszcza przez młode, wykształcone pokolenie kobiet z krajów muzułmańskich. Shafak w swoich powiesciach stara się przybliżyć kulturę islamu z punktu widzenia tradycyji i globalizacji. Udaje jej się łączyc faminizm z sufizmen, a jej książki obfitują w nietypowe postacie i zaskakujące zwroty akcji. Tutaj poruszona jest kewstia „zabójstwa honorowego”, ale tak na prawdę to historia o nieszczęsliwej miłosci, bólu, zdradzie... Akcja toczy się na przestrzeni kilkudziesięciu lat oraz w kilku miejscach. Książka jest bardzo ciekawie skonstruowana, a poza tym, mimo iż porusza trudne kwestie, to czyta się ją z niezwykła lekkoscią. To moja pierwsza pozycja z repertuaru tureckiej pisarki, ale na pewno sięgnę po kolejne.
 
Yogi również polubił tą książkę, zwłaszcza okładka mu smakowała
 
WYDARZENIE: MUNDIAL – chyba nigdy wczesniej nie wspominałam na blogu, że jestem oddanym kibicem piłki nożnej. Obecnie nie sledzę poczynań moich ulubionych drużyn z takim zapałem jak kilkanascie lat temu, ale odzdziecka jestem  wiernym fanem włoskiej piłki i oczywiscie takie wielkie imprezy jak Mistrzostwa Swiata wzbudzają we mnie wielkie emocje. Niestety tym razem moja ukochana reprezentacja Włoch kompletnie się niepopisała... straciłam przez nią sporo godzin snu oraz nerów! W pozostałej na dzień dzisiejszy ósemce mam swojego faworyta, ale nie napiszę co to za dróżyna, żeby nie zapeszać;) A Wy sledzicie zmagania piłkarskie? Komu kibicujecie?
 

 
JEDZENIE: Jagody Goji – małe, czerwone, suszone owoce zagosciły w moim menu kilka tygodni temu. Wiele o nich czytałam i słyszałam, ale nie sądziłam, że znajde je na Cyprze. Bardzo się ucieszyłam, gdy znalazłam je w sekcji ze zdrową żywnoscią mojego lokalnego supermarketu. Goji zaliczana jest do tzw super foods, więcej na ich temat możecie poczytać np. TUTAJ. Mają ponoć tyle zalet, że aż trudno uwierzyć, ale u mnie na pewno wpłynęły na podkręcenie metabolizmu. Ja swoje jagódki dodaję codziennie do porannej owsianki z owocami, ale równiez do sałatek czy koktajli. Próbowaliscie?


Czytaj dalej »

OJO nowe okulary przeciwsłoneczne

Bez okularów przeciwsłonecznych nie potrafię funkcjonować. Nie dosć, że mam bardzo wrażliwe oczy, to na dodatek mieszkam w kraju, gdzie słońce swieci ponad 300 dni w roku. I swieci bardzo mocno!
Nie zliczę ile par okularów przewinęło się przez moje ręce (oczy), ale przyznam szczerzę, że większosć nie była najlepszej jakosci jeżeli chodzi o szkła i ochronę przed promieniowaniem UV. Poza tym okulary z sieciówek bardzo szybko się niszczyły, szkła łatwo ulegały zarysowniu a ramki łamały się nawet przy upadku na miękką powierzchnię...  Najgorsze jednak spotkało mnie kilka miesięcy temu – mój sokoli wzrok przestał byc taki sokoli. Pewnie duża w tym zasługa pracy przy komputerze, ale nędzne ciemne okulary również przyczyniły się do do pogorszenia mojej wizji.
 
Postanowiłam zainwestować w lepszej jakosci okulary. Na początku byłam gotowa kupić cos designerskiego. Marzyły mi się RayBanowskie awiatorki, ale niestety nie wyglądam w tym modelu korzystnie:(
Zupełnie przypadkiem natrafiłam na markę OJO, która to jest firmą cypryjską. OJO istnieje od kilku lat, ma swoje sklepy w Limassol, Nikozji, Larnace, Agia Napie oraz w greckim Pireusie.  Oferuje dziesiątki modeli okularów przeciwsłonecznych, które mają najwyższej jakosci filtry UV. Można wybierac w modelach z lub bez polaryzacji. A mnie  do zaglądnięcia do ich sklepu skusiła promocja – 2 za 1:)
 

Wybrałam klasyczny,czarny model wykonany z plastiku oraz brązowy,elegancki model z ciekawa ramką. Za 60 euro stałam się szczęsliwa posiadaczką dwóch par na prawdę chroniących moje oczy okularów, które pasuja mi na każdą okazję. Mniej istotnymi, ale przyjemnymi dodatkami są bardzo porządne futerały i sciereczki dołączone do okularów. Poza tym każda para była starannie zapakowana w pudełeczko, z dołaczonym mini  informatorem. Szczegóły, które jednak sprawiają, że okulary OJO prezentują się bardziej ekskluzywnie.


 

Ja już nigdy nie sięgne po tanie i badziewne okulary, bo WIDZĘ różnicę.

A jakie jest wasze spojrzenie na okularową kwestię?:)
Czytaj dalej »

Mieszkam na szczycie wieży Babel

Mam dzis dla Was krótką anegdotkę językową.
Mieszkam na Cyprze, gdzie językiem urzędowym jest grecki, ale angielski i rosyjski są w powszechnym użytku.
Pracuję w wielonarodowosciowej firmie, gdzie przeważającą siłę stanowią arabowie.
Jak taka mieszanka językowa wygląda na codzień?
 
źródło - GoogleImages
 
Pani w spożywczaku mówi do mnie po grecku, ja jej odpowiadam po angielsku i w pełni się rozumiemy.
W praktycznie każdym innym sklepie, salonie kosmetycznym, restauracji obsługa zwraca się do mnie po rosyjsku, na co ja im piękną ruszczyzną odpowiadam, że wolę np. menu po angielsku.


W pracy jest mega ciekawie -  niby wszyscy musimy między sobą rozmawiać po angielsku, ale zupełnie normalne jest usłyszeć:
·         Bułgarkę i Angielkę rozmaiwające po grecku
·         Cypryjkę i Libankę konwersujące po francusku
·         Polaka i Serba rozprawiających po rosyjsku
·         Chinke wraz z druga Chinką przekrzykujących się po.... chińsku ;) (bez jaj, chińskiego to jak na razie żadna inna nacja u mnie w firmie nie opanowała)

 
Zupełnie odrębną, aczkolwiek niezwykle interesująca kategorie stanowi język arabski. Wszyscy Arabowie z Arabowa powinni mówić takim samym Arabskim... hmm otóż nie! Wszyscy oni znaja klasyczny arabski, który jest używany tylko w oficjalnych sytuacjach, natomiast co kraj, to inna jego odmiana. Najbardziej do klasycznego arabskiego zbliżony jest język potoczny Syryjczyków i Libańczyków. Jordańczycy i Palestańczycy też posługują się tym samym dialektem. Tak zwani „ludzie z Golfu”, czyli np. UAE, KSA, Katar, Bahrain itd... to już cięższa altyleria i np. Libańczykom bardzo trudno zrozumieć ich akcent. Kolejni są Egipcjanie, którzy również ogarniają arabski na swój sposób, głównie w leksykologii. No a  wisienką na torcie są kraje Afryki Północnej, a zwłaszcza Maroko. Każdy Marokańczyk zrozumie np. dwóch Syryjczyków rozmawiających między sobą, natomiast  żaden, ale to żaden przedstawiciel uprzednio wymienionych krajów nie zrozumie  dialogu dwóch Marokańczyków. Marokański to juz nie jest dialekt, to odrębny język. Jeżeli w arabskiej TV w jakims programie typu Idol, czy The Voice występuje obywatel Maroka, to zawsze przy jego wypowiedziach pojawiają się napisy... po arabsku:)
 

A co do mnie, to bywają dni, że nie zamienię ani jednego słowa w mowie ojczystej... Na szczęscie staram się dużo po polsku czytać:)
Czytaj dalej »
Copyright © 2014 Lemessoss , Blogger