Kwiecień był dla
mnie ostatnim miesiącem z dwójką na przedzie... oznacza to tyle, że
przekroczyłam magiczny próg „prawdziwej dorosłości”. Bardzo dobrze pamiętam jak
dziesięć lat temu myśląc o ludziach po trzydziestce, miałam wyobrażenie
ustatkowanych, poważnych osób o obranej drodze życiowej, zajętych rodziną,
dziećmi, remontami, biznesem, podatkami itd... W tej chwili większość moich
przyjaciół i znajomych jest po 30stce, i jak obraz rzeczywistości ma się do
pierwotnych wyobrażeń?
·
Kilka
moich przyjaciółek niedawno wyszło za mąż i / lub urodziło pierwsze bobasy,
jednak zdecydowana większość bliskich mi dziewczyn (kobiet?) albo nadal pozostaje w luźnych
związkach, albo są singielkami, a większość z nich nie ma w najbliższej
przyszłości planów na powiększanie rodziny.
·
Większość
z nas pracuje, ale wcale nie jest usatysfakcjonowane z rozwoju kariery. Ba! Często
dochodzimy do wniosku, że zamiast być trybikiem w korpo wolałybyśmy otworzyć
mały sklepik z żywnością organiczną lub zająć się rękodziełem, lub ... Utarte
slogany typu „praca w korpo totalnie wypala” niestety nie biorą się z nikąd. Nadal
szukamy odpowiedzi na pytanie – lubić co się robi jednocześnie zarabiając
wystarczająco bysię utrzymać. Moją inspiracją jest kumpela, która zamisat
kariery w ambasadzie, poszła za głosem serca i otworzyła sklep internetowy z
ubraniami, ponieważ moda zawsze była jej pasją.
·
Wszystkie
skończyłyśmy studia, niektóre nawet dwa kierunki, i zdecydowana większość z nas
nie ma nic z ukończonymi studiami wspólnego. Co prawda są pewne umiejętności,
które przydają się nam w aktualnej pracy, które wyniosłyśmy ze studiów, ale wszystko
ma raczej luźne powiązanie. Mam dyplom magistra filologii słowiańskiej i
pracuje w finansach... jestem ciekawa, czy jeżeli skończyłabym ekonomęi
pracowałabym w bibliotece?!:) Jedno jest pewne, po 30stce nie przestajemy się
kształcić –większość moich znajomych chodzi na dodatkowe kursy lub lekcje,
zwłaszcza językowe. Sama zastanawiam sie nad kursem grafiki, ale (patrz punkt
wyżej) jeszcze nie zdecydowałam, czy rzeczywiście się temu poświęcić.
·
W
okolicy 30stki okazuje się, że to jednak zdrowie jest najważniejsze. Wsześniej
czy później wszystkie nasze zarwane noce, ciągnące się tygodniami balety,
nieumiarkowanie w jedzeniu, piciu, paleniu i innych używkach, nadmiar słońca i
solarium , to wszystko wychodzi i to zazwyczaj w bardzo zaskakujący i
nieprzyjemny sposób... Bardzo mi przykro, że będąc tak na prawdę w życiowym
apogeum, wiele z dziewczyn boryka się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Widzę,
że zmieniają podejście do diety, ćwiczeń, używania filtrów przeciwsłonecznych.
·
Wiadomo,
zmieniają się priorytety: zamiast szalonych imprez w klubie, często spotykamy
się w domu przy winie i własnoręcznie upieczonych ciasteczkach, zamiast tułania
się po hostelach wolimy wakacje allin, ale to nie znaczy, że zupełnie zatraciłyśmy
spontaniczność. Nieoczekiwany wypad na weekend połączony z libacją w autokarze,
wyjście na mecz hokeja bez jakiejkolwiek wiedzy o co chodzi w tym sporcie, lub
samotna wspinaczka na jeden z najwyższych szczytów Alp,to tylko kilka z
przykładów, co w wolnych chwilach wyprawiają trzydziestolatki.
Dziesięć
lat temu sądziłam, że 40 lat to już koniec, kaplica, starość, nic tylko ściąć
włosy na krótko, założyć crocsy, zaszyć się w przydomowym ogródku i nuczyć
robić na drutach;) no cóż, w tym momencie już nic nie chcę sobie wyobrażać, nie
chcę się limitować, a to co najlepsze jest nieprzewidywalne.