Zazwyczaj swoje podróże z Cypru do Polski planuje z długim wyprzedzeniem. Niestety, coraz mniej lini lotniczych oferuje loty z wyspy do ojczyzny, dlatego żeby znaleść atrakcyjny bilet, trzeba się sporo nakombinować. Poza tym z jakiś dziwnych przyczyn, zawsze moje loty do domu obfituja w różne, mniej lub bardziej ciekawe przygody. Tym razem było nie inaczej:)
13 lutego, po porannym telefonie z domu powzięłam spontaniczną decyzję, że muszę jak najaszybciej polecieć do Krakowa. Zaczęło się przeglądanie stron lini lotniczych, a także Skyscannera itp... Na tamtą chwilę jedynie LOT i Austrian Air mogły mnie wydostać z Cypru. Niestety lecąc liniami austryjackimi musiałabym spędzić 19 godzin na lotnisku w Wiedniu,a mnie śpieszyło się do celu. Jeszcze w południe bilety w Locie przekraczały cenę 400 euro i moja nadzieja na upolowanie biletu coraz bardziej słabła... Po nerwowym dniu spędzonym przed laptopem, około pólnocy zajrzałam ponownie na stronkę Lotu i moim oczom ukazał się cud - bilet na dzień następny za cenę 190e! Co ciekawe przelot z Larnaki przez Warszawę do Krakowa kosztował mniej niż przelot Larnaka - Warszawa:) Bez dłuższego zastanawiania zabukowałam lot i zaczęłam się pakować. Nie informowałam moich rodziców, chciałam im zrobić totalną niespodzinkę. W piątek rano pojawiłam się w pracy, by wyjaśnić nagłą potrzebę wzięcia urlopu, natomiast wieczór 14 lutego zamiast na romantycznej kolacji, spędziliśmy z A. na romantycznej przejażdżce z Limassol na lotnisko do Larnaki.
Przyznam, że to była moja pierwsza podróż z polskimi liniami lotniczymi. Słyszałam na ich temat "legendy", także byłam przygotowana na mniejsze lub większe niedogodności. Ale nie na 4 godzinne opóźnienie! Juz po odprawie, poinformowano nas, że boarding się opóźni, najpierw 15 minut, później 30 minut, później rozdali nam vouchery do kawiarni, ponieważ samolot miał problem techniczny i nikt nie wiedział ile potrwa jego usunięcie...i czy w ogóle polecimy. Dlaczego zawsze kiedy mi się śpieszy, takie rzeczy się zdarzają?!
Po prawie czterech godzinach koczowania na lotnisku, zapakowano nas do samolotu. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu, układając do snu, po czym kapitan zaczął swój komunikat: Serdecznie Państwa przepraszamy za opóźnienie, ale nasz samolot miał STŁUCZKĘ Z SAMOCHODEM. Serio?! Słyszeliście kiedyś o czymś podobnym?! Samochód techniczny wjechał w samolot .... To się może zdarzyć tylko na Cyprze.... Nigdy nie bałam się latać, uwielbiam być w powietrzu, i to był pierwszy raz kiedy miałam obawy, czy rzeczywiście uda nam się dolecieć. No ale cóż, pasy zapięte, samolot startuje, nie ma odwrotu.
Jeżeli kiedykolwiek zdarzy Wam się lecieć LOTem, to zróbcie sobie prowiant na podróż. Nasze szacowne linie lotnicze podczas kilkugodzinnego rejsu poczęstowały pasażerów jednym wafelkiem Prince Polo oraz do wyboru szklanką wody lub herbaty. No comment. Na szczęście po 3 godzinach lotu udało nam się wylądować w Warszawie. Tam miałam dosłownie 15 minut na przesiadkę na samolot do Krakowa. Biegnę przez lotnisko w poszukiwaniu właściwej bramki, a tu nagle dzwoni moja mama i pyta czemu mnie nie ma na Skypie :D (mama nadal nie wie, że przylatuję, więc nie mogłam jej powiedzieć, że właśnie jestem w stolicy i za niedługo się widzimy). No cóż musiałam troszeczkę pościemniać, ale co za fart, że zadzwoniła akurat w trakcie mojego transferu, a nie wcześniej lub później, bo pewnie zamartwiałaby się czemu nie odbieram.
Lot z Wwa do Krk trwa dosłownie pół godziny i nawet nie ma czasu żeby wstać do toalety. Mając taką opcję, nigdy nie zdecyduję się na taszczenie się pociągiem, never ever! Na Balicach czekała już na mnie moja przyjaciólka, która była wcześniej wdrążona w cały plan. Z niecierpliwością czekam na odbiór bagażu, a kiedy wreszcie podjeżdża moja walizka (nówka sztuka, to była jej pierwsza podróż), to dostaję szewskiej pasji... Nie dość, że mój bagaż jest cały poobijany, skóra pozdzierana, to w dodatku walizka była otwarta i ani śladu po kłódce. Tak, wszystko było pięknie zamknięte na kłodkę z szyfrem... wzywam pana z obsługi, skarżę mu się na zaistniałą sytuację, a on na to, że takie rzeczy zdarzają się nagminnie. Witki mi opadły. Ktoś beszczelnie przeciął kłodkę i obrócił cały mój bagaż do góry nogami w poszukiwaniu perfum i innych cennych rzeczy. Na szczęście nic nie zginęło! Ale burdel w walizce i niesmak pozostał....
Kiedy wreszcie przyjaciółka podrzuciła mnie pod mój blok, odebrałam kolejny telefon od mamy i spokojnie mogłam jej powiedzieć, że już zaraz się zobaczymy:)