Mówi się, że
receprtą na udany związek jest wzajemne zrozumienie, kompromisy i rozmowa.
Rozmowa, rozmowa, rozmowa... Komunikowanie swoich uczuć. Jak zatem wytłumaczyć
fenomen długoletnich związków, w których partnerom ciężko się dogadać? I to nie ze względu na brak dobrej woli, wręcz
przeciwnie, a ze względu na brak umiejętnosci posługiwania się tym samym
językiem.
Mam parę
znajomychy: on Egipcjanin, ona Cypryjka. Kiedy się oswiadczał ponad 20 lat
temu, nie znał słowa w jej ojczystym języku. Prosił o rękę przez swatkę. Dzis
tworzą szczęsliwą rodzinę, z trójką dzieci i dwoma psami. Komunikują się w egipsko-cypryjskim slangu. Kolejny przykład
to moja koleżanka pochodząca z Chin, która od 6 lat jest żoną Greka. Jak sama
twierdzi ani ona nie zna greckiego, ani jej partner nie zna chińskiego, a ich
angielski jest bardzo podstawowy. I mimo, iż nie jest w stanie dyskutować z mężem
na temat polityki, ekonomii czy kultury, to jest szczęsliwa.
Czy w takim razie
receptą na „żyli długo i szczęsliwie” może
być ograniczenie komunikacji werbalnej i jak najczęstsze korzystanie z mowy ciała;)??
Mowy ciała nie można nie doceniać :-) Mówi się, że miłość jest ślepa. Jak widać, może byc także głucha ;-) Dla mnie takie związki to interesująca egzotyka, ale i tak myślę, że najbardziej liczą się konkretne osobowosci, a nie narodowość i znajomość języków. Choć ta ostatnia musi się przecież w końcu pojawić...
OdpowiedzUsuńDla mnie rowniez te pary to fascynujace ewenementy. A zlotym srodkiem jest zapewne rownowaga wszelkich srodkow komunikacji miedzy dwoma partnerami:)
UsuńZa czasow nastolatki bylo mi glupio jak ktorego dnia prawie nie rozmawialam z moim chlopakiem teraz to juz maz no ale. Teraz wiem ze nie potrzebujemy bez ustannie paplac miedzy soba. Wystarczy ze ktos jest kolo nas. Chyba o to chodzi miedzy innymi.
OdpowiedzUsuńdobry sex zastepuje rozmowy w takich zwiazkach, czasem mowiac w jednym jezyku ciezko sie dogadac a mowiac w roznych mozna lepiej kogos zrozumiec jesli jest chemia i nie rozkladac wszystkiego na czynniki pierwsze, to moja teoria, poparta praktyka z przeszlosci ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam sie, ze czesto osoby mowiace tym samym jezykiem, maja ogromne problem z poprawnym zrozumieniem siebie na wzajem. No I zdecydowanie czasem lepiej zamilknac, niz powiedziec zbyt wiele.
UsuńPrawde mowiac jest dla mnie calkowicie niewyobrazalne, zeby z kims zyc pare lat i nie nauczyc komunikowac dobrze w jakimkolwiek wspolnym jezyku.
OdpowiedzUsuńMoj eks maz byl Amerykaninem, a ja po przyjezdzie do USA w zasadzie operowalam tylko łamanym angielskim. Pamietam pierwsze pol roku i swoja niewyobrazalna frustracje z powodu niemoznosci sprawnego komunikowania sie z otoczeniem - o mężu juz nie mowiac. Pamietam, ile problemow z tego wynikalo.
Sama mowa ciala moze wystarczyc do zycia wspolnego z psem, ale sorry nie do budowania głebszej wiezi z drugim czlowiekiem. Tj. dwoje ludzi moze oczywiscie jakos razem wspolnie egzystowac obok siebie nawet dlugie lata, ale bez porozumienia na glebszym poziomie niz z trzyletnim dzieckiem trudno mowic o jakiejs ... hm.. sesnownej więzi...
Ta Twoja kolezanka Chinka. Skoro nie mowi po grecku a jej angielski jest zupelnie podstawowy (zakladam, ze nie znasz mandarynskiego ani kantonskiego ani jakiegokolwiek innego jezyka, ktory jest jej ojczystym) to skad wlasciwie wiesz, ze jest szczesliwa? Bo sie usmiechnela, bo powiedziala "I am happy"? Ja takie cos slysze w kraju, w ktorym obecnie zyje (Argentyna), a ktorego jezykiem operuje kiepsko - bardzo czesto.
Usmiechy, jak to wszystko jest swietne, ok, bardzo dobrze etc. itd.
Tylko potem, jak sie kogos _naprawde dobrze_ pozna wylazi dopiero rzeczywistosc. Z najwiekszych problemow i smutkow duszy zwierza sie tylko przyjaciolom i najblizszym, i trzeba miec z nimi niezla komunikacje. Cudów nie ma.
Znajomi... znajomi... wszystkie moje kolezanki z pracy byly szczesliwe i zadowolone i w ogole. Ta.....ale Hinduska z nie-Hinduska szczerze nigdy nie pogada, chyba ze nie ma w poblizu swojej rodziny. Dostalam raz bardzo pouczajaca lekcje w tym wzgledzie - jak wyglada malzenstwo od strony kobiety-azjatki. Oczywiscie, nie wszystkie takie sa, niemniej...dla nich malzenstwo to instytucja, zwiazek cywilny przede wszystkim. Ogromna wiekszosc ci powie, ze ma wspanialego męza i rodzine i jest szczesliwa - ale dla nich znaczy to nie to samo, co dla nas.
Maz jest wspanialy, bo przynosi kase do domu, nie krzyczy, nie bije, pozwala jej na wlasne hobby - wiec jest szczesliwa. Kocha go? Oczywiscie. Dobrych mezow sie kocha. A ze wlasciwie go nie zna? Who cares...
Dziekuje bardzo za obszerny komentarz.
UsuńMoj wpis ma charakter anegdotki. Osobiscie nie wyobrazam sobie wejsc w zwiazek z czlowiekiem, ktory nie potrafilby mi w zrozumialy dla mnie sposob opowiedziec o sobie, swojej rodzinie, itd (ad. para 1), lub byc w kilkuletnim zwiazku i nie moc porozmawiac z partnerem o planach, marzeniach, czy chociazby o biezacych wydarzeniach na swiecie (ad para 2). Tak jak wspomnialam wyzej, fascynuje mnie w jaki sposob takie pary funkcjonuja.
Co do mojej kolezanki z Chin, to rowniez zdaje sobie sprawe, ze ona ma zupelnie inny poglad na swiat i na zwiazek. Z tego co wnioskuje, to ja najbardziej cieszy duzy dom z ogrodem , polozony niedaleko morza, wyjscia z mezem do restauracji oraz kolekcjonowanie perfume. Wiem, wiem to takie uproszczenie. Kazdy ma jakies problemy, ale ona zdecydowanie nie wyglada na osobe nieszczesliwa.
ja mimo wszystko nie zdecydowalabym sie na zwiazek z kims kogo nie rozumiem- co jesli nauczysz sie jezyka i twoj ukochany nie okaze sie tym za kogo go mialas ? ;)
OdpowiedzUsuń